Tym razem - zupełnie nowe doświadczenie :)
Warsztaty ekologiczne Laudato si' były dla nas sporym wyzwaniem, jako że większość z nas po raz pierwszy zetknęła się z grą niejako symulacyjną na dodatek umiejscowioną w czasach bardzo bardzo odległych od naszej rzeczywistości.
Zostaliśmy podzieleni na 4 grupy, które miały odgrywać rolę różnych plemion neandertalczyków. Zadaniem każdego "plemienia" było utrzymanie się przy życiu przez 4 rundy. Utrzymanie się przy życiu oznaczało zapewnienie "plemieniu" tego co jest bezwzględnie niezbędne czyli przede wszystkim jedzenia i ciepła. Jako neandertalczycy nie mogliśmy pójść do sklepu, musieliśmy potrzebne rzeczy pozyskać z natury. Ogrzewanie jest stosunkowo proste, trzeba nazbierać drewna na ognisko. Natomiast jedzenie trzeba było zdobyć drogą zbieractwa jadalnych owoców (czyli jagód) albo polowania. Do upolowania były prajelenie olbrzymie i mamuty. O ile jelenia można upolować zapędzając go na skraj urwiska i zmuszając do skoku w dół, o tyle do polowania na mamuta potrzebna jest bardziej zaawansowana broń, ale jej nie ma na początku gry. I tu zaczynają się prapoczątki ekonomii ;) Jeżeli uda nam się uzbierać tyle opału czy jedzenia, że będziemy mieli nadwyżkę, to możemy ją "zainwestować" w różne rzeczy "cywilizacyjne" - broń, schronienie, garncarstwo, malarstwo itp. A jak się zdarzy, że na coś poważnego jednak mamy za mało zasobów, to możemy negocjować z innym "plemieniem" przekazanie ich nadwyżki - im się to też opłaci, bo z braku lodówek w tych czasach ani mięsa ani jagód nie dało się długo przechowywać, a za marnowanie zasobów są punkty karne... Żeby było jeszcze trudniej zasoby są ograniczone i jeśli je w wyniku działań wszystkich "plemion" wyzerujemy, to się nie odtworzą i "plemiona" albo wymrą z głodu albo pozamarzają. To ile zasobów pozyskujemy w każdej rundzie ustalane jest na podstawie rzutów kostką i zliczaniem wyrzuconych oczek.
Proste, prawda?
Szczerze? Niewiele z tego rozumieliśmy kiedy autorzy gry nam tłumaczyli zasady...
Po wstępnym tłumaczeniu przyszła pora na zapoznanie się z materiałami pisanymi, tabelkami, punktacją, na zadawanie pytań i ustalanie kto jakimi zadaniami będzie się zajmował - kto "idzie" po opał, kto po jagody, kto zapoluje. Czyli mamy fazę tłumaczenia na przykładach i ustalania strategii.
No i zaczynamy grać. Ekipy od jagód rzucają swoje kostki i uzyskują pierwszy jadalny zasób, podobnie ekipy od opału i od polowania na jelenie. Tu przytomnie "plemiona" postanowiły podzielić się "upolowanymi" jeleniami żeby od razu w pierwszej rundzie nie wybić wszystkich. Każde "plemie" zapewniło sobie byt i ogrzewanie, a dwa nawet mogły nieco zainwestować w lepienie garnków z gliny.
Po pierwszej rundzie już mniej więcej wiedzieliśmy o co chodzi i jak to ma działać, więc apetyty nieco wzrosły, zaczęło się planowanie co w kolejnej rundzie warto byłoby zdobyć, jaki zestaw dóbr zapewni "plemieniu" sensowny rozwój bez zbytniego ryzyka. I tym razem zasoby plemion wzrosły, można było sobie pozwolić na garnki czy malarstwo, a jedno "plemie" nawet dało radę pozyskać broń i zaplanowało w kolejnej rundzie "polowanie na mamuta". I tu wystąpiła Bożenna, która ogłosiła "plemionom", że upolowanym mamutem podzielimy się z innymi "plemionami" pod warunkiem, że nie wybiją jeleni, bo zostały już tylko dwa a chętne są trzy plemiona. Jelenie zostały oszczędzone, "polowanie" na mamuta zakończyło się sukcesem, a dzięki oddaniu nadwyżek i inwestycjom nie było punktów karnych.
No i kiedy zaczęła się gra rozkręcać a każda "zdobycz" budziła szczerą radość, musieliśmy przerwać zabawę i udostępnić salę innej grupie...
W podsumowaniu oceniliśmy grę mimo wszystko uznając ją za zbyt skomplikowaną dla seniorów i porozmawialiśmy o tym jak ważne jest szanowanie zasobów jakimi dysponuje Natura, jak ważna jest troska o jej stan i o to by rozwój cywilizacyjny nie prowadził do kompletnej dewastacji planety oraz o roli współpracy w osiąganiu sukcesu.
Bardzo dziękujemy autorom gry - trudno było, ale ciekawie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz